czwartek, 3 grudnia 2015

Hiszpańskie powitanie

Od 10 minut patrzę na pusty ekran i myślę od czego zacząć. Przedstawić się? Słabe. Zacząć opowiadać o swoich poglądach? Nikogo to nie porwie. Opisywać przemyślenia, zdarzenia i słabostki? Chyba idę w dobrym kierunku. Jak to mówią najtrudniej zacząć, jednak nikt nie mówił, że środek i koniec są łatwe.
Dzisiaj obudziłam się z silnym przekonaniem, że Hiszpanie mają lepiej. Nie wiem skąd ta refleksja, może kwestia deszczu zacinającego o okna i konieczności zapalania światła o 7 rano, żeby trafić z pokoju do łazienki. Wyobraźcie sobie – wstajecie, przeciągacie się, odsłaniacie rolety a tu słońce. Wyciągacie ciuchy i myślicie – lekki sweterek czy ta cudowna, cienka wiatróweczka? Dla niedowiarków – w Barcelonie jest dzisiaj 17 stopni. W żałobie po cudownej pogodzie, która nas omija ubrałam się dzisiaj na czarno. Nie żeby ktoś zauważył wielką różnicę, rozpiętość kolorów w mojej szafie nie jest zbyt szalona, głównie czerń, szarość i biel. Mam też coś błękitnego (czy jest ktoś, kto nie lubi tego koloru? Jest obłędny) i różowego, ale każda szanująca się posiadaczka blond włosów ma coś w tym kolorze – trzeba dbać o wizerunek rodem z Legalnej Blondynki. Są to zresztą jedyne kolory w których wyglądam eterycznie blado, a nie trupio czy upiornie, jak ktoś z zaawansowaną anemią. Jeśli zobaczycie mnie w czerwieni może to oznaczać dwie rzeczy – dostałam rozległego krwotoku, który zabrudził mi ciuchy albo to prezent od kogoś (głównie od mojej mamy „KOCHANIE OŻYW SIĘ TROCHĘ KOLORAMI”) i nie wypada mi tego wyrzucić do pojemników na odzież używaną.
Robię dygresję jak mój wykładowca od psychologii społecznej – zaczyna o heurystykach, kończy na historii drugiej wojny światowej albo na ocenie polityki prowadzonej przez Mariana Kowalskiego.
Także wracając do Hiszpanów – nie dość, że jest im ciepło to jeszcze mają siestę. Czy tylko ja widzę rażącą niesprawiedliwość? Uważam, że byłabym bardziej produktywna, gdybym mogła kimnąć się z godzinkę około 13.

Ale dobrze, koniec narzekania – swoją drogą to typowo polskie. Nie wiem czy wiecie, ale psychologia światowa nie zajmuje się tematyką narzekania, a w Polsce jest takich badań mnóstwo? Jedyne badania z USA na ten temat zostały przeprowadzone przez badacza polskiego pochodzenia. Widocznie marudzenie mamy we krwi. Swoją drogą o czym rozmawialibyśmy z przypadkowymi ludźmi? Czy można do kogoś na przystanku powiedzieć „Ależ piękne słońce!”? Raczej nie, ale „O Boże, jak zimno!” i zaczyna się dialog „dokładnie, a ogrzewanie drogie!”, „droga Pani, nie widziała Pani co to mrozy jak w 77 w styczniu spadł śnieg to drzwi nie można było otworzyć i mrozy po -25!”. Narzekania zbliża nas Polaków i tego się trzymajmy!

Teraz tak myślę, że jednak my w Polsce nie mamy tak źle. Mamy 4 pory roku, piękną złotą jesień, kapryśną wiosnę, nieobliczalną zimę i ostatnimi czasy tropikalne lato. Trochę popada nam deszcz, trochę śnieg, ale za to ile tematów do rozmów. Od jesiennego "rany, ale wieje!" (wersja ocenzurowana) do letniego "nieznośne te upały!". Jesteśmy na drętwej randce? Aura za oknem dostarcza nam tematów. Poznajemy przyszłych teściów? Dla bezpieczeństwa zachwalajmy dobroczynny wpływ słońca na trawę w ich ogródku. 
Także zamiast tęsknić (jak ja rano) za Hiszpanią czy innym nieco cieplejszym klimatem, doceńmy to co mamy :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz