poniedziałek, 30 maja 2016

Kraków, Rzeszów, magiczne miejsca

Znów miałam małą przerwę, ale związaną z wyjazdem służbowym :) Wieczorami udało mi się trochę pozwiedzać Kraków i Rzeszów. W Krakowie byłam już wielokrotnie, w Rzeszowie natomiast dopiero drugi raz. W mieście smoka wawelskiego odkryłam sklep o którym wiele już czytałam - sklep Kacpra Ryxa na Placu Mariackim w Kamienicy Hipolitów. Dla wszystkich wielbicieli miejsc z klimatem polecam wstąpić i dać się przenieść w czasie. Miałam niesamowitą przyjemność pogłaskania kota, który jest lokatorem sklepu (wcześniej wygrzewał się na ladzie w otwartym oknie i stanowił nie lada gratkę dla turystów oraz pasjonatów fotografii - kto zna choć trochę koty, wie jakimi wdzięcznymi są modelami). Obsługa na wysokim poziomie, opowiada, zachęca, informuje o planach autora dotyczących kolejnych książek. Jednym słowem - raj, oaza dla bibliofila.


Jeśli chodzi o Rzeszów - to moja pierwsza myśl "Przeciętna mieścina, bez duszy". Och jakże zdziwiłam się podczas drugiej wizyty. W maju prezentuje się o wiele lepiej niż w lutym i odkryłam kilka miejsc, które mnie zachwyciły. Zupełnie przypadkiem google maps wyprowadziło mnie trasą pieszą przez Aleję pod Kasztanami - kto wybiera się do Rzeszowa - tam musi przejść! Te budynki, ten klimat, jednym słowem cudownie. Idąc w stronę rynku mijamy fontanny multimedialne przy których spędziłam pół godzinki siedząc i delektując się tym widokiem. Sam w sobie rynek mnie nie powala, urocza studnia, dostojny Kościuszko, ale to co POD rynkiem to już inna bajka. Już poprzednim razem korciło mnie wejście pod podwyższenie na rynku, wrodzona ciekawość ciągnęła w tamtą stronę. Tym razem mając już wolne popołudnie postanowiłam skierować tam swoje kroki - na tabliczce napis "Podziemna trasa turystyczna" pod spodem cennik, bilet normalny 6,50 zł, ulgowy 4,50 zł. Lżejsza o niecałe pięć złotych mknę jak na skrzydłach w stronę bramek (prowadzona przez przemiłą panią z informacji turystycznej, która informuje mnie, że zwiedzanie z przewodnikiem dopiero się zaczyna i możemy dołączyć). W ten oto sposób spędzam godzinę w labiryncie podziemnych piwnic, słuchając jak urzeczona historii Rzeszowa i jej mieszkańców, sięgając wstecz aż do XIV wieku a wgłąb aż do 10 metrów pod rynkiem. Nie mogłabym nie zachwycić się sposobem prowadzenia zwiedzania przez przewodnika - mówił niesamowicie ciekawie, porywająco i pobudzał wyobraźnię. Aby nie być gołosłowną pochwalę się, że wiem, iż w Rzeszowie występuje głównie less i to on pokrywa wiele miejsc w piwnicach, ponadto cegły z których je wybudowano przed wiekami to palcówki (od zagłębień stworzonych palcami przez budowniczych), a klej tworzono z kości zwierząt (w których jest żelatyna) lub białek jajka, natomiast popiół był produktem handlowym (na rynku był sklep prowadzony przez Żyda) i kupowano go jako środek czyszczący. Lekcja historii dla lubiących takie atrakcje. W KUK NUK na rynku zjadłam najlepszą na świecie pierś z kaczki ze szparagami, a syta i zadowolona poszłam odwiedzić (już po raz drugi) pomnik Nalepy.

Na tyle byłoby mojego zwiedzania w maju. Mam jednak w perspektywie kolejne zwiedzanie, ponieważ w czerwcu wylatuję służbowo do Budapesztu i już wiem, że jeden dzień mogę poświęcić na zwiedzanie. W międzyczasie muszę napisać tylko kilka projektów na uczelnię, ale kto jak nie ja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz